Podziel się:

wtorek, 1 września 2015

Subiektywne odczucia przyszłej mamy - 11 tydzień ciąży




Dziś po raz pierwszy oficjalnie na blogu piszę aktualny post na temat mojej obecnej ciąży. 

Od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką 11 tygodniowego ciążowego brzuszka. I tak jak za pierwszym razem odliczam dni do magicznej granicy 12 tygodni, kiedy to mojej dzidzi już znacznie mniej będzie zagrażało. 

Jedzenie hmm...

W porównaniu z pierwszą ciążą ta zaczęła się troszkę gorzej. Do tej pory mam mdłości. Zaskakująco na mnie działają niektóre zapachy. Pieczone frytki, które do tej pory uwielbiałam śmierdzą tak, że trudno wytrzymać... Za to okazało się że jestem wielką fanką ogórków kiszonych i mleka. Wiem, wiem cudne to
połączenie. Ale o ile w pierwszej ciąży świata nie widziałam poza czekoladą tak teraz nie ma nic piękniejszego niż kanapka z wędliną i ogórkiem kiszonym :D. W sumie to nawet dobrze będzie mniej kilogramów do zrzucania. 
Dziś babcia przyniosła mi kapuśniak. Achhh co to jutro będzie za obiad! Od miesiąca za mną chodzi babciny kapuśniak a do tego ziemniaki ze skwarkami. Tak się jutro opcham obiadu, że przez tydzień nie będę mogła się ruszać...

Samopoczucie...

Zmęczenie dalej trwa. Jest o tyle bardziej uciążliwe, że teraz nie mogę pozwolić sobie na odpoczynek kiedy mi się podoba jak to było w pierwszej ciąży. Julcik wyznacza pory drzemek i leżakowania. Nieraz jest ciężko bo aż chwieję się na nogach, tchu brakuje ale to nic. Julka w tej kwestii jest bardzo łaskawa. I choć ma dopiero rok i dwa miesiące idzie się z nią dogadać żeby dała mamusi z 15 minut wytchnienia :)
Rozkojarzenie też daje się we znaki. Ostatnio kąpiąc się za nic nie mogłam sobie przypomnieć ile razy umyłam włosy... Zawsze robię to dwa razy, jak to mówią raz dla zdrowia i raz dla urody :). Stałam i myślałam, szukałam jakiś znaków koło mnie które by mi cokolwiek powiedziały czy już głowa jest dobrze umyta. Obserwacja ilości spłukanej piany w wannie też nie pomogła. I do tej pory nie wiem czy głowę umyłam dwa czy trzy razy... 
Fazy płaczu. Masakra. Nie mogę oglądać telewizji. Wczoraj ryczałam oglądając program o II wojnie światowej. Dziś łzy same leciały jak jakimś ludziom w Ameryce odnowili dom. Zresztą telewizja nie jest niezbędnym narzędziem do wywoływania łez. Radio, internet a jak już postanowię odciąć się od wszystkiego to mój mózg też sobie doskonale radzi i znajdzie powód do uronienia choć kilku kropli łez. 

Wygląd...


Brzuszek zaczyna być widoczny. Ale też nie zawsze. Są dni kiedy wystaje tak jakbym była w co najmniej szóstym miesiącu ciąży. 
Macica jest wielkości grapefruita i widać to szczególnie jak położę się na plecach :) Dzidzia podobno jest wielkości oliwki. 
Trądzik to moja zmora od pierwszych dni ciąży. Strasznie mnie wysypało. Teraz szczególnie na szyi i ramionach. Wcześniej nie było dnia aby nowa krostka nie pojawiła się na twarzy. Generalnie nie za dobrze wyglądam. Włosy jakieś takie ochlapnięte, oczy podkrążone, i przebarwienia dostałam pod okiem... 
Waga nam się zepsuła. A aplikacja w telefonie codziennie mnie męczy abym wpisała swoją aktualną wagę. No nic, mam tylko ogromną nadzieję, że jak już wybierzemy się do sklepu po wagę to nie spadnę z wrażenia przy pierwszym ważeniu. 

Zapraszam do działu Subiektywne odczucia przyszłej mamy. Znajdziecie tu kolejne tygodnie ciąży opisane z perspektywy kobiety, która przeżywa to po raz drugi :) KLIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz